Livigno (Alta Valtellina)
Opis ogólny
Położone przy granicy włosko-szwajcarskiej Livigno jest przykładem, jak z niemal odciętej od świata osady można zrobić światowej sławy ośrodek narciarski.
Atutem leżącej 1800 m n.p.m. wioski jest mikroklimat, gwarantujący obfite opady i przednią jakość śniegu. Ale jej włodarze perfekcyjnie posiłkują się także miejscową topografią. O ile 110 km tras narciarsko-snowboardowych nie jest w Alpach żadnym rekordem, to ważne okazuje się, że wytyczone są one mniej więcej po połowie na zboczach o północnej i południowej ekspozycji. Dzięki temu bowiem można idealnie wykorzystywać działanie słońca – rano jeździć po jednej stronie doliny, a potem – po przeciwnej. A w Livigno słońce operuje akurat często i ostro. I dobrze, bo łagodzi to nieco niskie czasem temperatury. Sam doświadczyłem tam mrozu sięgającego - 19 stopni… pod koniec marca! Tyle że w połączeniem z intensywnym słońcem dało to doskonały śnieg.
Wioska czerpie wreszcie profity ze swojej historii. Magnesem jest nie tylko to, że najstarsze budynki (parafialny kościół Świętej Marii Rodzącej, ale też niektóre domostwa) pochodzą z XIV wieku, co nadaje stacji niespotykaną w innych ośrodkach narciarskich atmosferę. Gości przyciąga także… strefa wolnocłowa, którą wioska została ogłoszona właśnie dzięki burzliwej przeszłości. Otóż jako że Livigno leżało w ważnym niegdyś strategicznie punkcie Alp – bo na granicy południowej i północnej części Europy, to ówczesnym władcom zależało na przychylności jego mieszkańców. Kupowali ją zatem rozmaitymi przywilejami, aż w końcu w 1805 roku sam Napoleon przyrzekł zwolnić handel w Livigno z obowiązku odprowadzania opłat celnych. W 1865 r. stało się to faktem decyzją władz Lombardii. Prerogatywa obowiązuje do dziś, a obejmuje m.in. alkohole, tytoń, kosmetyki i benzynę (w efekcie, przykładowo, etylina 95 kosztuje niewiele ponad euro).
Od XIX w. datuje się też turystyczna kariera osady: w 1880 r. gości zaczęło przyjmować schronisko Albergio Alpina, ale elektryczność zawitała tu… dopiero w 1924 r. Tragedią – w postaci zniszczenia wielu zagród – była wielka lawina w 1951 roku. Szansą zaś – decyzja z 1968 r. o udostępnieniu dla ruchu samochodowego tunelu Munt la Schera, prowadzącego od szwajcarskiego Zernez, a dalej St. Moritz oraz Austrii (pierwotnie służył on bowiem jedynie budowniczym wielkiej zapory tuż za opłotkami wioski). Bo wprawdzie pierwszy wyciąg narciarski ruszył w Livigno w 1953 r., ale dopiero goście z północy przynieśli większe zyski.
Przez lata kurort był ważnym miejscem wypoczynku dla narciarzy z Wielkiej Brytanii. Z pierwszym wypraw do Livigno, czyli początku lat 90. XX w., pamiętam, że w co drugiej livignieńskiej pizzerii oferowano… „English breakfast”. Nie bez powodu też w 2012 roku w cenionym na Wyspach plebiscycie World Snow Awards Livigno zdobyło tytuł „najlepszego ośrodka narciarskiego Europy”. Przyjeżdżali tu także chętnie narciarze z krajów Beneluksu oraz z… Republiki Południowej Afryki.
Dziś wioska ma już międzynarodowy mir: wśród gości pojawili się choćby Czesi i Polacy. Doszło do tego, że w hotelu San Carlo, w którym przyszło mi ostatnio mieszkać, z Polski pochodzi nie tylko część personelu, ale też po polsku drukowane jest kolacyjne menu. Ba, włoscy kelnerzy z bezbłędnym akcentem wymawiają trudne było nie było słowa „wieprzowina” czy „gulasz z jelenia”.
Promocji ośrodka przyczynił się też urodzony w Livigno – i tu stawiający pierwsze kroki na nartach – znakomity alpejczyk Giorgio Rocca. Swoje robią także rozmaite (jakże lubiane we Włoszech) narciarskie i snowboardowe zabawy i zawody. Każdego kwietnia, na przykład, odbywają się w Livigno tzw. Nine Knights, czyli pokazy snowboardowych i freestyle’ owych dropów ze skoczni w kształcie… murów średniowiecznych zamków. Stacja chętni ulega też modzie na jazdę poza trasami oraz, zwłaszcza, na biegówki, do których warunki śniegowo-pogodowe są tu wymarzone!
Naturalnie nie ma ideałów. I tak, na stokach Livigno sporadycznie tylko można natknąć się na schroniska, bary i restauracje – w porównaniu zwłaszcza do innych ośrodków włoskich, choćby niedalekich Bormio i Santa Cateriny (z Livignio warto się tam wybrać, bo to ledwie godzina skibusem – podobnie zresztą, jak do słynnego szwajcarskiego St. Moritz, gdzie okazując karnet z Livignio dostaje się sporą zniżkę na wyciągi).
Dość wspomnieć, że w znakomitym skądinąd, bo dużo bardziej urozmaiconym terenowo niż konkurencyjna Carousella, rejonie Mottolino, są ledwie dwa (!) miejsca, w których można coś zjeść i wypić (na dodatek w jednym z nich espresso podają w tekturowych kubkach). Powód jest jednak prosty: bary żyją głównie z alkoholu, a wielu gości Livigno nie kupuje go w sklepach bezcłowych (i często zabiera w góry). Lecz dlaczego przy górnych stacjach wyciągów nie ma dużych tablic z mapami tras, już kompletnie nie wiadomo!
Najnowszą atrakcją Livigno ma być Aquagranda Wellness Park – jego jednak nie miałem okazji dotąd spróbować.
Krzysztof Burnetko
redaktor naczelny "Ski Magazynu", prowadzi blog "W śniegu i po śniegu"
Ski Info
Tereny narciarskie: Livigno, 1800 - 2796 m n.p.m.
Trasy: ok. 115 km w tym: 25 tras łatwych, 26 tras średnich, 6 tras trudnych.
Wyciągi: 32 w tym: 3 kabinowe, 15 krzesełek, 14 orczyków.
Karnety: cena 6 dniowego karnetu Livigno ok. 130-220 euro. karnetu Alta Valtellina ważnego też na Bormio, Isolaccie i Santa Caterina ok. 180-255 euro.
Przykładowy dojazd
Z Cieszyna: drogą na Olomouc, E 462 na Brno, 52/E 461 na Wiedeń przez Mikulov, A1 na Linz, Salzburg, A12 na Innsbruck i zjazd na Landeck, następnie kierujemy się na St. Moritz aż do Zernez, kierunek Livigno, tunel Munt la Schera (płatny ok. 10 euro za samochód osobowy w jedną stronę), Livigno, Razem ok. 1010 km.
Z Kudowy: 11/E67 na Pragę, 5/E50 na Plzen, 93 na Monachium, autostradą na Innsbruck, dalej jw. Razem ok. 840 km.
Uwaga! Tunel Munt la Schera w nocy jest zamknięty.
Uwaga! Przełęcze: Forcola, Gavia, Stelvio w zimie są zamknięte.
Lotniska: Bergamo ok.196 km, Mediolan ok. 251 km.